Kilka dni po naszym powrocie z Tatr wypadał 15 sierpnia - a co za tym idzie Święto Wojska Polskiego i dzień wolny od pracy. Korzystając z okazji, męska połowa naszej rodziny wybrała się skoro świt na najwyższy szczyt Beskidów - Babią Górę.
Gwoli ścisłości, "skoro świt" nie jest zbyt dobrym określeniem, gdyż do samochodu wsiedliśmy sporo przed świtem, a wschodzące słońce widzieliśmy dopiero w okolicach Makowa Podhalańskiego. Sądziliśmy, że wstając tak wcześnie będziemy jednymi z pierwszych tego dnia zdobywców Babiej Góry, toteż ogromnie się zdziwiliśmy widząc pełny parking na przełęczy Krowiarki. Nie dość, że główny parking przy wejściu na szlak był całkowicie zajęty, to mniej więcej w połowie zajęty był już też prywatny parking leżący nieco poniżej przełęczy - a są to naprawdę duże parkingi! (Nawiasem mówiąc - parkingi są płatne, cena dla samochodów osobowych to 15 zł / dzień).
Zjedliśmy szybkie śniadanie, ubraliśmy na siebie dodatkową warstwę ubrań (było naprawdę chłodno...) i punkt 6:30 ruszyliśmy na szlak. Mozoląc się na długim podejściu do Sokolicy - pierwszego punktu widokowego na trasie - mijaliśmy schodzących już ze szczytu turystów, którzy na Babią wdrapali się przed wschodem słońca. Słyszeliśmy co prawda, że wschody na Babiej Górze są już niemal legendarne, ale nie sądziliśmy, że przyciągają aż tylu ludzi.
W przeciwieństwie do kilku tatrzańskich szlaków, którymi wędrowaliśmy ostatnio (jak choćby niebieski szlak z Hali Gąsienicowej przez Boczań do Kuźnic), szlak czerwony z przełęczy Krowiarki na Babią Górę jest znakomicie przygotowany, a kamienie którymi wyłożona jest ścieżka nie utrudniają marszu - są ułożone dość równo. Po nieco ponad godzinie marszu przez babiogórski las docieramy do Sokolicy, skąd podziwiamy imponującą sylwetkę Babiej Góry i prawie dookólną panoramę.
Idąc dalej, obserwujemy z chłopakami jak zmienia się roślinność - las górnego regla zaczyna się przerzedzać, ustępuje karłowatym krzewom i kosodrzewinie, by w końcu w okolicach Gówniaka (to urocza nazwa niższego wierzchołka Babiej Góry) zaczęły się wysokogórskie hale. Wraz z wysokością na szlaku pojawia się coraz więcej głazów i skał, których pokonywanie jest fantastyczną atrakcją - Antek i Kacper są zachwyceni.
Co raz spoglądamy na południe, gdzie spodziewaliśmy się ujrzeć piękną panoramę Tatr, jednak tego dnia powietrze jest dość mocno zamglone i tylko gdzieniegdzie delikatnie rysują się pojedyncze szczyty. Dodatkowo na niebie zaczynają się zbierać niezbyt przyjazne chmury, więc mając w pamięci tatrzańską zmienność pogody przyspieszamy. Nazwa Babiej Góry też przypisywana jest często kapryśnej pogodzie, więc tym bardziej formujące się nieopodal chmury mogą niepokoić.
W końcu, po niecałych 3 godzinach docieramy na kamienisty szczyt Diablaka - 1725 m n.p.m., gdzie przysiadamy pod zbudowaną z kamieni ścianą i osłonięci od wiatru zjadamy zasłużone drugie śniadanie. Rozkoszujemy się piękną panoramą polskich Beskidów, Gorców, Podhala, Orawy i licznych pasm górskich na Słowacji. Niestety, nasze nadzieje okazują się płonne i Tatry toną w chmurach - ale jest to dla nas tylko dodatkowa motywacja do powtórzenia wycieczki innym razem.
Z Babiej Góry ruszamy dalej, w dół czerwonym szlakiem w kierunku przełęczy Brona i Małej Babiej Góry. Początkowo szlak prowadzi dość stromym skalistym gołoborzem, więc trzeba zachować wzmożoną uwagę, natomiast dalej idziemy widokową babiogórską halą i wśród kosodrzewiny docieramy do przełęczy. Tam mamy mały dylemat - czy iść jeszcze na Małą Babią Górę, czy schodzić od razu do Markowych Szczawin i mimo buńczucznych deklaracji Antka i Kacpra na początku wędrówki ("Tak, pójdziemy na Małą Babią!") w demokratycznym głosowaniu przeważa opcja leniwa - schodzimy do schroniska w Markowych Szczawinach.
Pod schroniskiem spotkaliśmy mnóstwo turystów, prawdziwe tłumy. Markowe Szczawiny to świetnie wyposażony, całoroczny obiekt zapewniający ponad 40 miejsc noclegowych i oferujący pełne wyżywienie. My z bogatej oferty schroniska skusiliśmy się jedynie na szarlotkę - za 8 zł dostaje się naprawdę spory kawał ciasta.
Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej - niebieskim szlakiem prowadzącym na przełęcz Krowiarki. Jak się okazało, szlak ten jest bardzo łagodny, szeroki i znakomicie utwardzony szutrem, toteż spokojnie można nim dojść do schroniska nawet z dziecięcymi wózkami. To też napewno stanowi wytłumaczenie tych tłumów pod schroniskiem - sporo było rodzin z małymi dziećmi. 6-kilometrowe zejście z Markowych Szczawin na Krowiarki urozmaicały nam borówkowe krzaczki, które aż uginały się od owoców. Samo zejście jest dość monotonne i może być dla dzieci nużące - jedyną dodatkową atrakcją jest Mokry Stawek, czyli jeziorko osuwiskowe leżące na zboczach Babiej Góry, tuż poniżej szlaku.
W końcu docieramy na przełęcz Krowiarki, gdzie przybijamy pieczątki w książeczce GOT, kupujemy pocztówkę i magnes i ruszamy w drogę do domu. Całkowity czas wędrówki (wliczając wszystkie postoje) to niecałe 8 godzin - wyruszyliśmy o 6:30, a o 14:30 ruszaliśmy już samochodem w drogę powrotną. Po raz kolejny sprawdziło się, że warto w góry ruszać jak najwcześniej - gdy doszliśmy na przełęcz, samochody wypełniały obydwa parkingi, a sznur samochodów na poboczu wzdłuż drogi ciągnął się w obu kierunkach bardzo daleko.
Zdobycie Babiej Góry okazało się łatwiejsze niż się spodziewaliśmy - dla Kacpra i Antka Babia jest teraz najwyższym samodzielnie zdobytym szczytem. Babiogórski Park Narodowy jest natomiast czwartym parkiem narodowym, jaki odwiedziliśmy w ciągu ostatnich trzech tygodni (Bieszczadzki PN, Pienińsk PN, Tatrzański PN). Biorąc pod uwagę fantastyczne widoki i stosunkowo krótkie podejście z przełęczy Krowiarki czujemy, że jeszcze nie raz się tam wybierzemy - może tym razem na wschód słońca? Bardzo kusi nas też wyjście na Babią słynną Percią Akademików - jednokierunkowym, żółtym szlakiem, który prowadzi najbardziej stromym podejściem i miejscami wymaga wspinaczki przy użyciu łańcuchów. Może jest to pomysł na kolejną wyprawę w męskim gronie?
Forma: turystyka górska
Dystans: 13.7 km, 23 pkt do GOT
Trasa: parking Przełęcz Krowiarki - czerwonym szlakiem - Babia Góra 1725 m n.p.m. - Przełęcz Brona - schronisko PTTK w Markowych Szczawinach - szlakiem niebieskim - Przełęcz Krowiarki
Gwoli ścisłości, "skoro świt" nie jest zbyt dobrym określeniem, gdyż do samochodu wsiedliśmy sporo przed świtem, a wschodzące słońce widzieliśmy dopiero w okolicach Makowa Podhalańskiego. Sądziliśmy, że wstając tak wcześnie będziemy jednymi z pierwszych tego dnia zdobywców Babiej Góry, toteż ogromnie się zdziwiliśmy widząc pełny parking na przełęczy Krowiarki. Nie dość, że główny parking przy wejściu na szlak był całkowicie zajęty, to mniej więcej w połowie zajęty był już też prywatny parking leżący nieco poniżej przełęczy - a są to naprawdę duże parkingi! (Nawiasem mówiąc - parkingi są płatne, cena dla samochodów osobowych to 15 zł / dzień).
Zjedliśmy szybkie śniadanie, ubraliśmy na siebie dodatkową warstwę ubrań (było naprawdę chłodno...) i punkt 6:30 ruszyliśmy na szlak. Mozoląc się na długim podejściu do Sokolicy - pierwszego punktu widokowego na trasie - mijaliśmy schodzących już ze szczytu turystów, którzy na Babią wdrapali się przed wschodem słońca. Słyszeliśmy co prawda, że wschody na Babiej Górze są już niemal legendarne, ale nie sądziliśmy, że przyciągają aż tylu ludzi.
W przeciwieństwie do kilku tatrzańskich szlaków, którymi wędrowaliśmy ostatnio (jak choćby niebieski szlak z Hali Gąsienicowej przez Boczań do Kuźnic), szlak czerwony z przełęczy Krowiarki na Babią Górę jest znakomicie przygotowany, a kamienie którymi wyłożona jest ścieżka nie utrudniają marszu - są ułożone dość równo. Po nieco ponad godzinie marszu przez babiogórski las docieramy do Sokolicy, skąd podziwiamy imponującą sylwetkę Babiej Góry i prawie dookólną panoramę.
Idąc dalej, obserwujemy z chłopakami jak zmienia się roślinność - las górnego regla zaczyna się przerzedzać, ustępuje karłowatym krzewom i kosodrzewinie, by w końcu w okolicach Gówniaka (to urocza nazwa niższego wierzchołka Babiej Góry) zaczęły się wysokogórskie hale. Wraz z wysokością na szlaku pojawia się coraz więcej głazów i skał, których pokonywanie jest fantastyczną atrakcją - Antek i Kacper są zachwyceni.
W końcu, po niecałych 3 godzinach docieramy na kamienisty szczyt Diablaka - 1725 m n.p.m., gdzie przysiadamy pod zbudowaną z kamieni ścianą i osłonięci od wiatru zjadamy zasłużone drugie śniadanie. Rozkoszujemy się piękną panoramą polskich Beskidów, Gorców, Podhala, Orawy i licznych pasm górskich na Słowacji. Niestety, nasze nadzieje okazują się płonne i Tatry toną w chmurach - ale jest to dla nas tylko dodatkowa motywacja do powtórzenia wycieczki innym razem.
Z Babiej Góry ruszamy dalej, w dół czerwonym szlakiem w kierunku przełęczy Brona i Małej Babiej Góry. Początkowo szlak prowadzi dość stromym skalistym gołoborzem, więc trzeba zachować wzmożoną uwagę, natomiast dalej idziemy widokową babiogórską halą i wśród kosodrzewiny docieramy do przełęczy. Tam mamy mały dylemat - czy iść jeszcze na Małą Babią Górę, czy schodzić od razu do Markowych Szczawin i mimo buńczucznych deklaracji Antka i Kacpra na początku wędrówki ("Tak, pójdziemy na Małą Babią!") w demokratycznym głosowaniu przeważa opcja leniwa - schodzimy do schroniska w Markowych Szczawinach.
Pod schroniskiem spotkaliśmy mnóstwo turystów, prawdziwe tłumy. Markowe Szczawiny to świetnie wyposażony, całoroczny obiekt zapewniający ponad 40 miejsc noclegowych i oferujący pełne wyżywienie. My z bogatej oferty schroniska skusiliśmy się jedynie na szarlotkę - za 8 zł dostaje się naprawdę spory kawał ciasta.
Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej - niebieskim szlakiem prowadzącym na przełęcz Krowiarki. Jak się okazało, szlak ten jest bardzo łagodny, szeroki i znakomicie utwardzony szutrem, toteż spokojnie można nim dojść do schroniska nawet z dziecięcymi wózkami. To też napewno stanowi wytłumaczenie tych tłumów pod schroniskiem - sporo było rodzin z małymi dziećmi. 6-kilometrowe zejście z Markowych Szczawin na Krowiarki urozmaicały nam borówkowe krzaczki, które aż uginały się od owoców. Samo zejście jest dość monotonne i może być dla dzieci nużące - jedyną dodatkową atrakcją jest Mokry Stawek, czyli jeziorko osuwiskowe leżące na zboczach Babiej Góry, tuż poniżej szlaku.
W końcu docieramy na przełęcz Krowiarki, gdzie przybijamy pieczątki w książeczce GOT, kupujemy pocztówkę i magnes i ruszamy w drogę do domu. Całkowity czas wędrówki (wliczając wszystkie postoje) to niecałe 8 godzin - wyruszyliśmy o 6:30, a o 14:30 ruszaliśmy już samochodem w drogę powrotną. Po raz kolejny sprawdziło się, że warto w góry ruszać jak najwcześniej - gdy doszliśmy na przełęcz, samochody wypełniały obydwa parkingi, a sznur samochodów na poboczu wzdłuż drogi ciągnął się w obu kierunkach bardzo daleko.
Zdobycie Babiej Góry okazało się łatwiejsze niż się spodziewaliśmy - dla Kacpra i Antka Babia jest teraz najwyższym samodzielnie zdobytym szczytem. Babiogórski Park Narodowy jest natomiast czwartym parkiem narodowym, jaki odwiedziliśmy w ciągu ostatnich trzech tygodni (Bieszczadzki PN, Pienińsk PN, Tatrzański PN). Biorąc pod uwagę fantastyczne widoki i stosunkowo krótkie podejście z przełęczy Krowiarki czujemy, że jeszcze nie raz się tam wybierzemy - może tym razem na wschód słońca? Bardzo kusi nas też wyjście na Babią słynną Percią Akademików - jednokierunkowym, żółtym szlakiem, który prowadzi najbardziej stromym podejściem i miejscami wymaga wspinaczki przy użyciu łańcuchów. Może jest to pomysł na kolejną wyprawę w męskim gronie?
Garść informacji
Data: 15 sierpnia 2019 r.Forma: turystyka górska
Dystans: 13.7 km, 23 pkt do GOT
Trasa: parking Przełęcz Krowiarki - czerwonym szlakiem - Babia Góra 1725 m n.p.m. - Przełęcz Brona - schronisko PTTK w Markowych Szczawinach - szlakiem niebieskim - Przełęcz Krowiarki
Komentarze
Prześlij komentarz